30 października 2011

Mgła...już pełnia jesieni i wspomnienia.


W 2007 roku kiedy dowiedziałam się niemalże z dnia na dzień że przenoszę się do Poznania poczułam jakby coś się zakończyło. Ja rodowita Warszawianka z krwi i kości z babci, dziadka i pradziadków i ich pradziadków nie wyobrażałam sobie jak można mieszkać gdziekolwiek indziej.

Pogrążyłam się w niesamowitym smutku i rozpaczy i absolutnie nie pozwalałam aby mój mózg mógł się oswoić z tą jakże dramatyczną informacją.

Moje drogocenne przyjaciółki, cześć im i chwała, wykazały nadwyraz wielki pokład cierpliwości robiąc i przychodząc na cotygodniowe moje pożegnalne imprezy. Nigdy Wam tego kochane A,JJ,K,W /w kolejności alfabetycznej żeby nie było/ nie zapomnę! Żegnałam się ze Wszystkimi jakbym wyjeżdżała co najmniej na Antarktydę lub Kamczatkę bez biletu powrotnego, ale cóż wtedy zrozumiałam że powiedzenie drzew się nie przesadza / specjalnie nie użyłam pierwszego kawałka bo się z nim nie identyfikuje na razie/ jest całkowicie adekwatne do sytuacji która mnie spotkała...

Początki mojej nowej miłości z Wielkopolską nie były łatwe, ale nauczyliśmy się wzajemnie szanować, a przecież poszanowanie w związku to podstawa.

Jestem teraz wdzięczna za rzeczy które mnie omijały w pędzie korporacyjnym a na które mam teraz czas. Kocham sadzić kwiaty w ogrodzie, pielić, gotować, chodzić w weekendy na rynek tudzież targ po świeże zakupy od rolników, leżeć na tarasie i słyszeć jak szumi wiatr lub śpiewają ptaki, układać drewno do kominka, odgarniać śnieg z podjazdu i chodzić do sklepu w zabłoconych kaloszach i rozciągniętym swetrze. Perfidnie znalazłam to cudowne miejsce do mieszkania, mam do granicy Poznania 600m ale w nim nie mieszkam, bo niestety pomimo piękna tego miasta jestem wierna a moje serce należy do Warszawy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz